Szkoła Podstawowa nr 1 im. ks. Stanisława Brzóski w Białej Podlaskiej

p. Paweł Chwaluk

dr n. med. Paweł Chwaluk

zastępca dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego
w Białej Podlaskiej ds. medycznych

W jakich latach uczył się Pan w Szkole Podstawowej nr 1?

W latach 1975-1983.

Jak wspomina Pan czas nauki w szkole podstawowej?

Wspomnienia podobno wymazują te gorsze przeżycia, ale w tym wypadku naprawdę niewiele jest do wymazania. Dobre wspomnienia zaczynają zaś tworzyć legendy. Dla mnie taką legendą jest stara drewniana szkoła, pamiętająca jeszcze czasy zaborów. Woźny rozpalający ogień w kaflowych piecach, skrzypiące drewniane podłogi, biblioteka kryjąca w zakamarkach różne skarby, wśród których za najcenniejszy uważałem przedwojenną tabliczkę z wizerunkiem orła w koronie. A przecież tamte czasy to także akademie pierwszomajowe i te organizowane w rocznicę rewolucji październikowej. Dopiero później, bo między sierpniem 1980r., a 13 grudnia 1981r. nastał tzw. „karnawał Solidarności”, przerwany wprowadzeniem stanu wojennego. Przeżywaliśmy ten czas już jako dość świadomi nastolatkowie, a dyskusje toczone przez naszych rodziców w domach, przenosiliśmy do klas. Tamten okres to już faktycznie historia, a do historii zawsze podchodziłem z pasją.

Jakie przedmioty, poza wspomnianą historią, Pan lubił, a jakich nie?

Wstyd przyznać, bo dziś uważam to za błąd, ale najbardziej nie lubiłem wychowania fizycznego. Krótko mówiąc, nigdy nie byłem sprawny fizycznie. Pozostałe przedmioty nie sprawiały mi trudności. Dziś pewną ciekawostką byłby pewnie taki przedmiot jak zajęcia praktyczno-techniczne. Prowadzący je nauczyciel nadawał im szczególną rangę, co było czasem wręcz humorystyczne. Muszę jednak przyznać, że dzięki tym zajęciom w znacznej mierze nie boję się drobnych napraw w domu, a nawet szukam sobie czegoś, w czym mógłbym trochę „podłubać”.

Czy pamięta Pan szczególnie jakichś nauczycieli z „Jedynki”?

Gdybym miał wymienić wszystkich nauczycieli, których z wdzięcznością wspominam, musiałbym wyliczyć bardzo wiele nazwisk. Każdy pedagog, pracujący dłużej w „Jedynce”, pozostał w mojej pamięci. Dla zwięzłości tych wspomnień wymienię jedynie nielicznych. Pani Halina Horbowiec uczyła mnie historii. Trudno było robić to uczciwie w tamtych czasach. Pani Horbowiec udawało się to jednak zawsze, więc po nastaniu wolnej Polski nie musiałem się uczyć historii na nowo. Imponowała mi jej odwaga, wysokie wymagania stawiane najpierw sobie, a potem uczniom, mimo że wtedy taką postawę odbieraliśmy niekiedy jako nazbyt surową. Niejako na drugim biegunie, jeśli chodzi o relacje z uczniami, był pan Feliks Rudzki. Z pewnością kochał szkołę i uczniów, ale też na wszystko nam pozwalał, a my zwykle nadużywaliśmy Jego życzliwości. Prowadzone przez pana Rudzkiego lekcje przysposobienia obronnego stanowią do dziś niewyczerpane źródło anegdot. Nie mogę jeszcze nie wspomnieć o pani Barbarze Męczyńskiej - wspaniałej nauczycielce matematyki, dzięki której zrozumiałem, że to nauka na wskroś uporządkowana i nie należy się jej bać.

Pamięta Pan kolegów/koleżanki z „podstawówki”?

Pamiętam niemal całą klasę oraz bardzo liczne osoby z klas równoległych i innych roczników. Z wieloma osobami utrzymuję też kontakt. Gdybym miał to w jakiś sposób zestawić, mógłbym śmiało stwierdzić, że po nauce w „Jedynce” pozostało mi więcej znajomości niż po liceum, chociaż za najtrwalsze kontakty uznałbym te, które rozpoczęły się w szkole podstawowej i były kontynuowane w liceum.

Co na przyszłość dała Panu nauka w Szkole Podstawowej nr 1?

Dużo większe podstawy wiedzy i umiejętności niż można sądzić. W wielu zakresach do tej wiedzy i umiejętności liceum nie było już w stanie dodać wiele więcej.

Czy będąc uczniem szkoły podstawowej odkrył Pan w sobie jakieś predyspozycje albo pasje, które rozwijał Pan w szkole średniej czy też na studiach?

W szkole podstawowej zostałem harcerzem. W tamtych czasach było to niemal konieczne i zwykle miało charakter formalny. Kiedy jednak przyszedł rok 1980, przekonałem się, jakie są prawdziwe korzenie tego ruchu. Bardzo szybko zdjęliśmy czerwone chusty i szukaliśmy swoich wzorów w skautingu i przedwojennym harcerstwie, którego najstarsi uczestnicy wtedy jeszcze żyli. To zostało na całe liceum, a przekonanie, że jest to fantastyczny system wychowawczy zaważyło na harcerskiej „karierze” moich córek.

Jest pan lekarzem. Ma Pan specjalizację z zakresu chorób wewnętrznych oraz toksykologii klinicznej, od ponad 20 lat pracuje Pan w szpitalu. Co najbardziej lubi Pan w swojej pracy?

Najwięcej radości dają mi te chwile, gdy udaje mi się komuś pomóc.

Czy coś poza tym daje Panu w życiu radość?

Przede wszystkim doceniam to, co mam na co dzień - rodzinę, dom w Białej Podlaskiej, satysfakcjonującą pracę, możliwość zdobycia specjalizacji i epizod pracy naukowej, a także ludzi, których na różnych etapach życia spotkałem i nadal spotykam, którzy wnoszą coś dobrego w moje życie, tak jak nauczyciele z czasów nauki w „Jedynce”.

Autor: Anna Zdunek